Noc poślubna z królową wydaje się nie lada gratką, lecz niekiedy atrakcja ta może być mocno przereklamowaną. W innych przypadkach jej drugi uczestnik może okazać się niegodzien tego zaszczyt

Ach, królewną być, a przynajmniej księżniczką - która z dziewcząt o tym nie marzyła w dzieciństwie? Piękne stroje, bale, władza, na każde skinienie pojawia się sługa, gotowy wykonać każde polecenie. Jednak zanurzając się w głębiny historii stwierdzamy, że często życie księżniczki było co prawda usłane kwiatami, lecz kwiaty te okazywały się kolczastymi kaktusami.

Jedna rzecz zawsze była pilnie strzeżona. Cnota królowej, a jeszcze bardziej kandydatki na królową. Ten fakt musiał być niepodważalny. Tak więc dwórki, nianie i inne opiekunki chowały małe księżniczki w świecie pobożnych ksiąg, modlitwy, przystojnego zachowania się. Opowiadały, że dobrej księżniczce nawet na mężczyznę spojrzeć nie wolno, a już niedopuszczalnym jest, aby księżniczka pomyślała o jakichkolwiek kontaktach z tymi zdradliwymi osobnikami, co na cnotę księżniczki tylko czekają. Tak więc wiele z księżniczek wychodząc za mąż, nie miało zielonego pojęcia o tym, jakich poświęceń racja stanu i zmiana stanu cywilnego będzie od nich wymagała.

W roku 1797 osiemnastoletnia księżniczka badeńska Fryderyka poślubiła dziewiętnastoletniego króla Gustawa IV Adolfa. Wszystko było piękne, dopóki w sypialni panna młoda nie dowiedziała się, czego będzie od niej oczekiwał nowo poślubiony małżonek. Gdy ten posunął się stanowczo dalej niż Fryderyka chciała mu pozwolić, chwyciła co miała pod ręką i przykrywając tym swój wstyd dziewczęcy, cała w płaczu i roztrzęsieniu wpadła do przedsionka, w którym przebywały dwórki. Nie, na takie bezeceństwa Fryderyka pozwolić nie mogła. Musiało upłynąć wiele tygodni negocjacji i tłumaczenia, zanim młoda księżniczka ponownie zgodziła się wrócić w ramiona swego, znanego bądź co bądź z trochę grubiańskich obyczajów, męża.

Jeszcze większą traumę musiała przeżyć trzynastoletnia Małgorzata Tudor w noc po ślubie z trzydziestoletnim Jakubem IV, gdy w sypialni okazało się, że jej małżonek nosił wokół talii gruby, zardzewiały łańcuch pokutny. A łańcucha tego nie zamierzał zdjąć nawet na okazję pierwszej nocy z oblubienicą. Jak bolesny musiał być kontakt z mężem, gdy zardzewiały łańcuch szorował po jej delikatnej jak jedwab skórze.

Siedemnastoletnia Maria Edynburska, wnuczka królowej Wiktorii, po nocy poślubnej z księciem Rumunii popadła prawie w obłęd. Opisując we wspomnieniach swe bolesne doświadczenie opowiadała, „w mej niedojrzałości starałam się odwzajemnić jego namiętność, ale w duszy pragnęłam czegoś całkiem innego". Jak później przez wiele tygodni płakała z żalu, wstydu i tęsknoty za utraconym domem, krzycząc na cały głos mamo, mamo, mamo! Jakże przerażona była, gdy po pewnym czasie zaczęły ją męczyć nudności, a jej wydawało się, że umiera. Bo przecież nikt nie wyjaśnił młodej małżonce, że to normalne podczas ciąży.

No cóż, trauma nocy poślubnej dotykała nie tylko młode księżniczki. Niekiedy młoda żona gotowa była spełnić swój małżeński obowiązek, lecz dowiadywała się, że nie ma z kim go spełnić, bo jej mąż na tyle nie lubi kobiet, że w żaden sposób do bliższych kontaktów seksualnych z nimi przekonać się nie potrafi.

To w roku 1766 spotkało duńską księżniczkę Zofię Magdalenę, która poślubiła szwedzkiego króla Gustawa III. Współcześni im przypadłość tę określali jako „król nie składa siebie w ofierze na ołtarzu Wenus". Trochę inaczej sprawę ujął pewien szwedzki artysta, który przybył na dwór duński i na pytanie brata Zofii Magdaleny o to, jak miewa się jego siostra odparł, że jest na tyle szczęśliwa, na ile szczęśliwa może być kobieta, pozostając dziewicą trzy lata po ślubie. Jednak król nie posiadający potomków, szczególnie gdy wiadomo, że ich posiadać nie będzie, mógł być łatwo usunięty z tronu. Tak więc Gustaw potrzebował syna. A że in vitro wtedy nie znano, stosowano raczej bardziej naturalne metody, choć z pewnością „powikłania" mogły grozić nawet utratą życia. Tak więc król wybrał swej żonie

kochanka, dworzanina hrabiego Muncka, a nawet wolę swą potwierdził na piśmie. Jednak sprawa była delikatna, bo gdyby król zmienił zdanie, z łatwością mógłby posłać na szafot zarówno królową, jak i dworzanina. Jak wieść gminna niesie, a plotki dworskie potwierdzają, królowa zmusiła króla do potajemnego rozwodu i poślubiła dworzanina, a rok później na świecie pojawił się męski potomek Gustaw Adolf IV. Fakty historyczne jednak potwierdzają, że Zofia Magdalena do końca życia pełniła obowiązki królowej Szwecji.

Niekiedy również przypadłość medyczna była przyczyną braku skonsumowania małżeństwa królewskiego.

W 1769 roku szesnastoletni Ludwik XVI poślubił prześliczną czternastoletnią księżniczkę Marię Antoninę Austriaczkę. Uroda księżniczki sprawiła, że i tak nieśmiały, otyły król w komnacie swej jasnowłosej żony nie był w stanie się poruszyć. Jednak poza problemami natury nieśmiałości król miał również problem medyczny, zwężenie napletka, co powodowało ból podczas erekcji praktycznie uniemożliwiający odbycie stosunku. Po trzech latach małżeństwa sytuacja stała się nie do zniesienia, zarówno dla jego dziadka Ludwika XV, który jak wieść gminna niosła, od piętnastego roku życia zaledwie jeden dzień spędził bez seksu, jak i matki Marii Antoniny, bo małżeństwo nie skonsumowane żadnej rodzinie chwały nie przyniesie. Zebrało się konsylium lekarskie, które zaleciło Ludwikowi XVI odchudzenie, jak i poddanie się zabiegowi medycznemu usuwającemu problem z napletkiem. Zapisana dieta jednak spowodowała tylko przyrost wagi, zaś zabiegowi poddać się nie chciał. I trudno było mu się dziwić. W tych czasach około 25 procent wszystkich zabiegów kończyło się zakażeniem rany i śmiercią pacjenta. Zaś jako środek znieczulający stosowano wyłącznie duże ilości koniaku. Na nic zdało się ozdobienie ścian korytarzy prowadzących

do sypialni małżonki malowidłami o treściach co najmniej erotycznych, by nie rzec pornograficznych. Matka Marii Antoniny z odsieczą przysłała jej brata Józefa, który w swojej korespondencji do matki wyrażał żal, że nie może  wziąć udziału w spółkowaniu młodych, bo wtedy wziąłby sprawy w swoje ręce i „tak bym go (Ludwika XVI - przypisek autora) wychłostał, że z samej wściekłości miałby wytrysk jak osioł".

I u nas w łożnicach książęcych również zdarzały się problemy. Kunegunda, córka króla Węgier, dzieciństwo swoje praktycznie spędziła w klasztorach. O wartościach, jakie jej przekazano w tym okresie niech świadczy fakt, że jej siostra Małgorzata została świętą, a dwie inne siostry Konstancja i Jolanta błogosławionymi. Tak więc, gdy poślubiła Henryka, księcia sandomierskiego, syna Leszka Białego, postanowiła dochować swej cnoty. Aby to uzyskać, namawiała swego męża na kolejne okresy zachowania wstrzemięźliwości cielesnej, które trwały aż do jego śmierci. Po śmierci męża założyła klasztor Klarysek w Starym Sączu, któremu nadała ziemie i przywileje. W klasztorze tym spędziła resztę swych dni. Dzięki takiemu zachowaniu Kunegunda została Św. Kingą, zaś jej mąż uzyskał przydomek Wstydliwego. Bo nawet w tamtych czasach obowiązkiem żony było danie mężowi potomka i następcy, a nie usilne namawianie go do wstrzemięźliwości płciowej.

No cóż, księżniczki najczęściej wychodziły za mąż za mężczyzn, których wskazywała im racja stanu, a ci najczęściej niewiele mieli wspólnego z bohaterami dziewczęcych marzeń.

 

Bibligrafia: Eleonor Herman „Królowie i ich kochankowie".