Krew Polaków, która wsiąkła w ziemie Ruskie jest krwią Polaków, o której pamięć należy wołać, bez względu na to, kim był zbrodniarz, który tę krew wytoczył.
Ileż to razy piewcy "goebbelsowskiej prawdy" o mojej osobie głosili iż jestem „banderowcem” iż jestem „Ukraińcem”, choć zawsze twierdziłem iż moje korzenie z Mazowsza się wywodzą. O zbrodniach na Polakach żyjących na terenach kontrolowanych przez Rosję/ZSRR wiem od dawna. W mojej rodzinie nie ukrywano prawdy, choć mówiono, bym się nią nie chwalił. W czasach studenckich uczestniczyłem w zajęciach w ramach katechezy studenckiej na mojej parafii prowadzonych przez księdza będącego wielkim polskim patriotą. On to na spotkanie zapraszał tych, co przeżyli łagry na „nieludzkiej ziemi” przeżyli rzezie na Podolu, Wołyniu. Brałem udział w spotkaniach organizowanych przez przesiedleńców. W ramach Interia360 spotykałem się, redagowałem teksty świadków tych wydarzeń. Rozmawiałem z tymi, co będąc kilkuletnimi chłopcami, po wywózce na Syberię musieli stać się głowami rodziny dbającymi o matkę, o młodsze rodzeństwo. W czasie wycieczki po twierdzach kresowych słuchałem opowieści mężczyzny, co urodził się niedaleko siedziby Jeremiego Wiśniowieckiego i w czasie rzezi skryli się w kościele naprzeciw pałacu. Jego rodzice korzystając z chwili ciszy uciekli do Polski, w kilka dni później kościół został spalony wraz z chroniącymi się tam ludźmi.
Pojechał na tę wycieczkę, by się pożegnać z ziemią swego dzieciństwa. On stanął w dawnej bramie kościoła i patrząc na budynki mieszkalne tam stojące stwierdził, „oni mieszkają na cmentarzu” /patrz fot. wprowadzająca/.
Nikt mi nie może zarzucić braku wiedzy o mordach na Polakach na wschodzie Europy, tyle, że jako Polak z Mazowsza traktuję polską krew, co w Ruską ziemię wsiąkła bez podziałów. Tam ginęli niewinni Polacy skazywani na śmierć bez procesów, bez przedstawienia im winy, mordowani przez banderowców, stalinowców, ale przecież o czym mało się mówi, mordów na Polakach dokonywali też Litwini, Łotysze. Choć metody stosowane przez zbrodniarzy były różne: mordy dokonywane przez sąsiadów za pomocą narzędzi użytku codziennego, jak piły, siekiery, widły, poprzez mordy dokonywane za pomocą strzału z pistoletu w potylicę, poprzez mordercze wywózki wagonami bydlęcymi, gdzie na każdym postoju trzeba było wynosić tych, co trudów „podróży” nie przeżyli, osoby starsze, dzieci, osoby o słabszym zdrowiu, to jednak wszystkie były mordami, bestialskimi mordami dokonywanymi na Polakach.
Bloger Godunow wspominał o kanaliach, co plują na groby ofiar, co ukrywają zbrodnie dokonane na Polakach przez jedną nację, by dla potrzeb politycznych uwypuklić zbrodnie innej nacji. Tak panie ikulalibal, trzeba być „kanalią”, a na pewno nie można być Polakiem, by 111 tys. zamordowanych Polaków na podstawie decyzji KC WKP(b) podpisanej przez Stalina i wynikającej z niej rozkazu NKWD nr 00447 podpisanego przez Jeżowa nazwać szpiegami. Takie sensacje opowiadajcie waszym „braciom z NKWD” nie nam Polakom.
Będąc „krajem braterskim dla narodów ZSRR” nie mogliśmy tego przedyskutować, rozliczyć, oddać hołd ofiarom. Trzeba o to walczyć, choć to droga długa patrząc na to ile lat Rosji było potrzeba by przyznać się do Katynia.
Tym, co zarzucają mi, że nie pisałem o zbrodniach na Podolu, Wołyniu, że bronię zbrodniarzy z UPA przytoczę mój tekst, powstały jeszcze na Interii360. Mam archiwum tekstów ale bez dat ich publikacji. Tak więc jedyne co mogę określić iż powstał między rokiem 2007 a datą rozwiązania Interia360 marzec 2016.
**************
Ofiary zbrodni wołają o pamięć
Są w historii sąsiadujących narodów czyny, o których wstyd wspominać i chciałoby się o nich zapomnieć, lecz ofiary tych czynów wołają o pamięć. Więc może lepiej ujawnić fakty, zanim ktoś użyje ich do własnych niecnych celów.
Albowiem proces przebaczania zaczyna się słowem "Przepraszam”.
Rok 1943. Był to czas, gdy rozpędzona niemiecka machina wojenna dostała wyraźnej już dla wszystkich zadyszki. Niemcom zaczynało brakować sił. Ukraińcy mający w pamięci Wielki Głód (1932-33), jaki miał miejsce na obszarach będących pod władaniem Związku Radzieckiego, traktują Niemców jako wyzwolicieli. Stąd też Niemcy cieszą się sympatią dużej części Ukraińców. W Galicji pod rządami Hansa Franka powstaje pomysł zaangażowania ochotników ukraińskich do rozwiązywania problemów niemieckich, na terenach już przez Niemców zajętych. Dlatego też władze niemieckie nawiązują kontakt z ukraińskimi organizacjami nacjonalistycznymi i w wyniku tego powstaje 14 Dywizja Grenadierów Waffen SS-Galizien (1 ukraińska).
Chrzest frontowy jednostka przeszła w kilkudniowej bitwie, która rozpoczęła się w dniu 13 lipca 1944 w okolicach Brodów na Ukrainie. W bitwie oddziały ukraińskie i niemieckie zostały okrążone i rozbite przez wojska radzieckie. Części wojsk, w większości tyłowych, udało się wycofać na zachód i z nich stworzono oddziały służące do zwalczania partyzantki na terenach Słowacji.
Wydzielonym pułkom 14 Dywizji Grenadierów SS przypisywane są masakry ludności na Podolu. Między innymi Huty Pieniackiej, w której w dniu 28 lutego 1944 roku wymordowano 600 - 1200 Polaków (zależnie od źródeł), a mordowano wszystkich, bez względu na płeć czy też wiek. Okrucieństwa tych zbrodni nie sposób porównywać z walką czy też nawet rozstrzeleniami. Ludzi mordowano tak, aby wiedzieli, że umierają.
We wsi Huta Pieniacka stacjonował oddział samoobrony pod dowództwem Kazimierza Wojciechowskiego, ps. "Satyr". Na początku lutego przebywał tam również oddział partyzantki radzieckiej. O stacjonowaniu tegoż dowiedzieli się Niemcy i skierowali do wsi niemiecko-ukraiński zwiad, który 23 lutego 1944 starł się z miejscowym oddziałem samoobrony wspartym przez 2 pluton AK z Huty Wierchobuskiej. W walce zginęło dwóch żołnierzy 14 Dywizji Grenadierów SS (1 ukraińskiej).
28 lutego 1944 rankiem wioskę otoczyły oddziały niemiecko-ukraińskie wspomagane przez okolicznych chłopów. Hasłem do ataku był wystrzał dwóch rakiet. Wybiegających z domów mieszkańców przywitały strzały z karabinów maszynowych. Po ostrzale do wsi wkroczyli żołnierze 14 Dywizji Grenadierów SS wraz z uzbrojonymi w noże i siekiery cywilami, Ukraińcami. Ludzi zapędzano do stodół, które po ostrzelaniu z broni maszynowej podpalano.
Podpalono również kościół, w którym wcześniej zgromadzono ludzi. O bestialstwie może świadczyć fakt zabicia bagnetem siedemdziesięcioletniej Rozalii Sołtys. Noworodka innej kobiety roztrzaskano o mur. W innej chacie rodząca kobieta została zastrzelona. Świadek, który dotarł do miejscowości już po zbrodni, opowiadał, że widział dzieci ponabijane na sztachety płotów. Do godziny 15. czas tych ludzi się dokonał. Dowódcę oddziałów samoobrony Kazimierza Wojciechowskiego zamordowano przez oblanie palną substancją i podpalenie. Wcześniej jednak wymordowano jego rodzinę. Z całej wioski przeżyło tylko 161 osób, którym w zamieszaniu udało się uciec.
Pozostawili oni świadectwo tej zbrodni. Do dokumentów tych dotarł między innymi Dr Wiktor Poliszczuk ("Dowody zbrodni OUN i UPA").
Oddziałom ukraińskim w służbie niemieckiej przypisuje się więcej zbrodni na ludności cywilnej, żeby tylko wspomnieć Chodaczków Wielki, gdzie 16 kwietnia 1944 wymordowano 862 osoby. Lista miejscowości, w których najbardziej prawdopodobnymi sprawcami zbrodni na ludności polskiej są galicyjskie pułki policyjne SS, jest długa. Obecnie Ukraińcy twierdzą, że za zbrodnie odpowiedzialne mogą być tylko wybrane pułki policyjne, a nie 14 Dywizja Grenadierów SS (1 ukraińska), jednak prof. Edward Prus w swojej pracy "SS Galizien - patrioci czy zbrodniarze?" na podstawie dokumentów odnalezionych w Przemyślu twierdzi, że zarówno te, jak i pozostałe oddziały 14 Dywizji Grenadierów SS (1 ukraińskiej) były pod jednym dowództwem, a więc stanowiły jedność.
Pod koniec wojny, wycofując się pod naporem Armii Czerwonej, oddziały ukraińskie walczyły w Słowenii, a później w Austrii w okolicach Graz, po czym poddały się wojskom brytyjskim. Dziś byli żołnierze mieszkają w Wielkiej Brytanii przez nikogo nie nękani. Spokój starości zburzył dopiero reportaż Juliana Heydy'ego wyemitowany 7 stycznia 2001 roku przez londyńską niezależną telewizję ITV pt. SS in Brittain (SS w Wielkiej Brytanii). Dlaczego żołnierze SS- Galizien znaleźli spokojną przystań w Wielkiej Brytanii? Po pierwsze i najważniejsze w czasach zimnej wojny byli dla angielskich służb wywiadowczych wspaniałym źródłem wiedzy. Powoływano się również na względy humanitarne.
Deportacja do Związku Radzieckiego byłaby wyrokiem długoletniego więzienia, jeżeli nie śmierci.
Wspominając tę sprawę należy pamiętać, że w historii stosunków polsko-ukraińskich często występowały zbrodnie popełniane przez jedną i przez drugą stronę. Gdy tylko ziemie dzisiejszej Ukrainy znalazły się w polskiej strefie wpływów i ich mieszkańcy, Kozacy, zostali uznani za wolnych ludzi zobowiązanych do obrony granic, rozpoczęło się wzajemne niedotrzymywanie zobowiązań, co w połączeniu z krewkim charakterem tamtejszych ludzi wielokrotnie prowadziło do wybuchu krwawych powstań, równie krwawo tłumionych. Przez wieki rosły animozje między stanami upraszczane dziś do wojen Polaków z Ukraińcami. Do takiego postrzegania historii przyczyniały się prace nacjonalistów, po obu stronach. Dodatkowym powodem do waśni na tych terenach była też wiara - część ludności wyznawała katolicyzm, część zaś prawosławie. Nic więc dziwnego, że w okresie II wojny światowej, gdy nacjonaliści ukraińscy zorganizowani w OUN (ukraińskiej organizacji antypolskiej, antysowieckiej i antykomunistycznej) nawiązali bliską współpracę z Niemcami, wzajemne ataki bardzo się nasiliły. Dziś obie strony, polska i ukraińska, ludzie często powiązani z organizacjami narodowymi, próbują tak pokazywać historię, by jedną stronę uniewinnić, a drugą pogrążyć. W ten sposób bardzo łatwo jest nastawić jeden naród przeciw drugiemu. Z tego też powodu historie takie jak ta, która rozegrała się we wsi Huta Pieniacka, należy opowiadać nie tylko dla uczczenia pamięci pomordowanych, lecz głównie po to, aby pamiętać, do czego może prowadzić nacjonalizm. Rzetelne przedstawianie prawdy, mówienie o haniebnych czynach ludobójstwa dokonywanych przez oba narody pozwoli także wytrącić z rąk argumenty ludziom, którzy celowo dzielą społeczeństwa i narody, dla własnych korzyści. A takie podziały jakże łatwo któregoś dnia poprowadzić mogą do kolejnych zbrodni.
Oddajmy więc hołd pomordowanym (bez względu na narodowość) mieszkańcom tej i innych wiosek na Wołyniu, a lista ich jest bardzo długa, przypomnijmy o tym, że proces pojednania zaczyna się od prostego słowa "przepraszam", słowa, które niekiedy tak ciężko wypowiedzieć.
Zdobyli się na to mieszkańcy polskiej wsi Piskorowice, gdzie w noc z 17 na 18 kwietnia 1945 roku polski oddział Narodowej Organizacji Wojskowej (walczący z bandami UPA) pod dowództwem Józefa Zadzierskiego "Wołyniaka" dokonał zbiorowego mordu na cywilnej ludności pochodzenia ukraińskiego.
Bo jak powiedział mieszkaniec wsi, Jan Kogut: "Co zbędnie gadać. Nie byłoby tych kwiatów, nie byłoby tablicy - i co? Pan myśli, że bez kwiatów prawda byłaby inna?" Opowiedzmy całą dostępną nam prawdę, bo półprawda szybko staje się całym kłamstwem.
Zdjęcie wprowadzające: "Oni mieszkają na cmentarzu" budynek stojący na miejscu gdzie w Wiśniowcu stał kościół, w którym spalono chroniących się Polaków.
Zawisza
Hyde-Park, porozmawiaj o sprawach trudnych, bez cenzury stosowanej przez niektórych zwolenników teorii spiskowych. Tu nie banuję, chcę rozmawiać lecz na argumenty, jak Polak z Polakiem. Proszę tylko, by nie obrażać gości mego bloga.