Wiele się dzieje w naszym wojsku rządzonym przez Antoniego M. A to wojsko salutuje przed kimś, co nie miał jeszcze zaszczytu zdobyć stopnia szeregowca i poczuć zalet dobrze zawiązanej onucy.

A to wojsko rezygnuje z oblatanych w 2000 roku śmigłowców europejskich w zamian za to decydując się na „znacznie lepszą” konstrukcję tyle, że z lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku, czyli jurnych 50 latek, choć na skorzystanie z ich zalet trzeba dopiero rozpisać przetarg. A decyzja to strategiczna, bo posiadanie wielu rodzajów maszyn tego samego typu w wojsku jest irracjonalne. Bo nie tylko musimy kupić maszyny, ale również wyposażenie warsztatów serwisowych, symulatory, do szkoleń dla pilotów, a także wyszkolić pilotów, by nie byli łatwym celem dla wroga. Dlatego zakup choćby jednego helikoptera zdefiniuje to, na jakim sprzęcie nasi żołnierze będą latali przez długie lata.
 
No cóż mamy nowy rząd, nowego ministra i nowego lobbystę tego ministra. Pewnie i nowa myśl będzie lepsza.
 
Ale moją uwagę przykuły dwa inne posunięcia Antoniego M. po części związane obroną powietrzną naszego kraju. Obrona terytorialna oraz zakup dronów. Jakie korzyści mogą "nam" przynieść te dwie formacje?
 
Jak wiadomo na dzisiejszym polu walki nie liczy się liczebność wojska a uzbrojenie i wyszkolenie żołnierza. Stąd kilka lat temu zrezygnowaliśmy z poborów do podstawowego przeszkolenia wojskowego, przyjmując koncepcję armii zawodowej. Jeden żołnierz wyposażony w nowoczesne uzbrojenie, komputery, noktowizory, odpowiednią broń może unicestwić cały oddział tych, którzy w schowku pod podłogą własnego mieszkania, trzymają broń, a na wezwanie porzucają właśnie jedzony obiad, by pójść na akcję, ryzykując życie, w stroju w jakim zwykle, codziennie udają się do sklepu. Taki oddział dla nowoczesnej armii, to, nie ukrywajmy, cel ćwiczebny, jak kaczuszki na strzelnicy w lunaparku.
 
Jakie więc zalety mają oddziały „obrony terytorialnej”? To nie jest nowe rozwiązanie, znamy je również z historii naszego kraju, w PRL nosiły one nazwę ORMO. „ORMO czuwa, ORMO radzi, ORMO nigdy cię nie zdradzi”... To ludzie przeszkoleni, żyjący w danej społeczności, znający lokalne realia, wiedzący, gdzie można nocą kupić wódkę i gdzie mieszka ten, co prawomyślnych poglądów nie chce głosić. To są oddziały idealnie dostosowane do penetracji społeczeństwa, wychwytywania niepokojów społecznych, które mogą zagrozić rządzącym. Z takich ludzi na terenach Afganistanu tworzy się szpiegów naprowadzających amerykańskie drony na wskazane im cele wojskowe.
 
Same drony zaś z pewnością mogą znaleźć zastosowanie na polu walki, jako pomocnicze narzędzie rozpoznania, mogą unicestwiać pojedyncze obiekty, ale oddziały regularnego wojska posiadają antidotum na te rozwiązanie, antydrony przeznaczone do niszczenia właśnie takich bezzałogowych obiektów latających.
 
 Armia amerykańska posługująca się tym rozwiązaniem stosuje je do akcji  precyzyjnego zniszczenia dowódców i innych ważnych ludzi AlKa’idy, Państwa Islamskiego. Tu znajdują one najlepsze zastosowanie. Precyzyjne śledzenie, unicestwienie obiektu pojedynczego/kilku zgrupowanych ludzi przebywających między cywilami, tu sprawdzają się najlepiej. Bo jak wiadomo, zabicie dowódcy wrogich wojsk, społeczeństwo zaakceptuje, wręcz przyjmie z radością, ale już nie zaakceptuje tego samego, gdy przy okazji zginą cywile, kobiety, dzieci. Wybuch rakiety na placu pełnym ludzi, na którym znajdował się obiekt ataku nie znajdzie społecznego poparcia, precyzyjna operacja, tak. Tak więc gdy stosuje się działania „chirurgiczne” jest to najlepsze rozwiązanie do tego typu działań, przy działaniach frontowych nie sprawdzą się.
 
Więc przeciw komu skierowane są dziś tworzone przez Antoniego M rozwiązania wojskowe? Na wojnę z kim Antoni M. się przygotowuje?
 
Ostatnie wybory w USA wskazują, że raczej „amerykański żołnierz za Gdańsk ginąć nie będzie”* Dalekie sojusze, w historii nigdy nie wychodziły nam na dobre. Pomoc innym w ich problemach, jak nasze F16 działające na niebie Bliskiego Wschodu też wdzięczności nie znajdzie. Wystarczy wspomnieć „Odsiecz Wiedeńską”, i fakt, że 200 lat później ci, których uratowaliśmy przed armią Kara Mustafy, byli jednym z naszych rozbiorców. Patrząc na dzisiejsze czasy, uczestnictwo naszych wojsk w misjach w Afganistanie, Iraku miały nam dać duże profity gospodarcze. Wojna, nie łudźmy się, to biznes, tyle, że przy polityce naszych "elit", robiony przez innych, podczas gdy my, dzięki naszym przywócom robimy za „pożytecznych idiotów”. Tłumaczy się nam, że nasi żołnierze zdobywają doświadczenie. Ok, szególnie przydatne jest tym, co w dębowych mundurkach wracają. O sprzęcie zakupionym przez podatnika, co w piaskach pustyni swój żywot dokona, nikt już nie wspomina.
 
Armia o większych predyspozycjach do tłumienia zamieszek społecznych, niż przeciwstawienia się wojskom państw ościennych, które zachciałyby dokonać agresji na nasz kraj, też bezpieczeństwa nam nie zapewni. Do czego więc zdążasz ministrze Antoni M.?
 
_________
* Nawiązanie do roku 1939 i zachowania naszych sojuszników Francji i Wielkiej Brytanii. 
 
prawa autorskie: jestem autorem tekstu, zdjęcie pixabay/aicesped, zmienione.