No cóż, w moim domu psy od wielu lat miały swoje miejsce. Nigdy nie kupowałem psa z hodowli, za duże pieniądze.
Zawsze twierdziłem, że przyjaciela się nie kupuje, on do ciebie przychodzi a ty go witasz z otwartymi rękoma, jak nowego członka rodziny, którego trzeba wychować nim się zaopiekować i w którym przyjaciela znaleźć.
Moja przygoda z psami zaczęła się, gdy moje dziecię czytało lekturę „Puc, Bursztyn i goście”. Była to końcówka września i dziecię zachorowało na własnego pieska. Nigdy nie byliśmy przeciwni czworołapemu członkowi rodziny warunki dla psa wręcz idealne, stąd pojechaliśmy do schroniska, ale jakoś tak się złożyło, że i pracownicy nami zainteresowania nie wyrazili ani my chodząc wzdłuż klatek nie znaleźliśmy żadnego, którego byśmy chcieli przyjąć. Fakt wróciliśmy do domu i nagle telefon od moich rodziców, już nie szukajcie, mamy dla was psa.
Od kilku dni po sąsiedniej budowie koło domu moich rodziców wałęsał się szczeniaczek. Przeszkadzał budowlańcom, za łopatę chwytał. Właził, gdzie nie potrzeba. Rodzice dali mu miskę jadła a ten naściągał liści pod ich furtkę (koniec października), by się tam przespać czekając na poranną miskę. Co to było? Ot wyrzucone na jesieni, gdy pogoda przestaje sprzyjać 2-3 miesięczne szczenię, co swego nowego domu szukało. Malucha od rodziców odebraliśmy w dniu Wszystkich Świętych po wizycie na cmentarzu.
Oczywiście pierwszy pies, więc wiedza zerowa. Wizyta u weterynarza, wszystko OK., pytamy jaki będzie, chcieliśmy niewielkiego. Weterynarz okazał się lepszym psychologiem niż weterynarzem. „Ależ oczywiście będzie nieduży” - stwierdził. Maleństwo, ale łapy jak u lwiątka. Wyszło 40 kg „maleństwa”. By poznać tajniki dobrych psich obyczajów razem poszliśmy do szkoły. Tam trener wyjaśnił, to nie pies jest w szkole a ja. I miał rację. To ja się uczyłem.
A potem przyszła mu „źona”. Przez jakiś czas w okolicy śmierci JP2 na spacerach pojawiała się suczka. Chodziła z nami, po czym wracaliśmy ze spaceru a ona znikała. Był dzień pogrzebu papieża, akurat ranny dyżur wylosowała moja żonka. I nagle staje w drzwiach mojego pokoju cała zapłakana. Ta suczka w dzień deszczowy, cała mokra stała przed furtką i czekała na spacer. Decyzja mogła być jedna. Mamy dwa psy. Później w sklepie dla zwierząt poznaliśmy jej wcześniejszą historię. W styczniu ktoś w okolicy wyrzucił szczenię. A, że właściciele sklepu to miłośnicy zwierząt, na podwórku mają kilka bud i stado psów, co się w okolicy plątało, tam znalazło dach nad głową i miskę. Tam i nasza suczka znalazla swoje schronienie na zimę, a że u nas lepsze warunki, więc nikt pretensji nie miał.
Obserwacje z punktu psychologicznego to była prawdziwa bajka. Mieliśmy w domu typowe małżeństwo. Ona jak coś chciała to nie szła do nas, a tyle czasu napastowała jego , aż ten wstał z posłania i załatwił dla niej sprawę. Za to, gdy on ją skarcił, to suczka była „bardzo ranna”, a to „łapa złamana”, a to inne poważne obrażenia. Niedużo czasu nam zabrało by zorientować się w jej damskich sposobach. Wystarczył smakołyk i już wszystkie rany znikały. Taka była z niej żona i psia, kobieca natura. Ale nie, żeby się nim nie opiekowała. To też zauważaliśmy. Gdy był chory, potrzebował pomocy, to ona pierwsza nas z łóżka wyciągała, by go ratować. Czy można powiedzieć, że zwierzęta nie różnią się od ludzi, no może tylko są po tej lepszej stronie człowieczeństwa?
Ale czas płynął, rak najpierw zabrał ją, później jego. Była pustka w domu, była żałoba i strach przed kolejnym, którego śmierć będzie trzeba przeżyć. I któregoś deszczowego wieczora podjąłem decyzję, to pies jest nam potrzebny a nie my psu. Kto wyciągnie mnie na spacer zdrowotny w zmiennej aurze, jak nie pies. Znowu wizyta w schronisku, tym razem cała ankieta do wypełnienia. Pies do budy czy do kochania? Jakie warunki, czy zgadzamy się na kontrolę? Kilka stron maszynopisu z pytaniami. A później wizyta w schronisku, dano nam możliwość spotkania się na wybiegu z 6 psami. Ponieważ nasz pierwszy miał uraz do mężczyzn spoza akceptowanej przez niego rodziny, wybieraliśmy największą fujarę i wygrał ten, co się nami interesował a nie otoczeniem. Po pierwszym wyborze, drugie spotkanie teraz już wybór z trzech. Muszę powiedzieć, że doceniam tę filozofię schroniska. Nikt nas w domu nie nachodził, ale pies był na kilku dniach otwartych w schronisku. Tam oczywiście zadbano, by traumy klatki nie odczuł. Były zawody, były inne psie atrakcje.
No cóż, mam to co chciałem, rano psi łeb pytający, czy może nie chciałbym zwiedzić pobliski las?
No, ale właśnie kilka dni temu zadzwoniło moje dziecię z informacją, trzeba ratować szczeniaka. U znajomych mieszkających na wsi ktoś przy drodze wystawił pudełko a w nim 3 szczeniaki. Ocena weterynarza max. 6 tygodni. Tu przez cały ten tekst próbuję przemycić moją ocenę ludzi. Jak można odstawić od matki tak młode szczenię? Jak skazać na los, albo znajdzie dom, albo śmierć, bo wsparcia od matki nie będzie.
Oczywiście poszukiwanie domu, ale przecież nie dla całej trójki, a dla każdego z osobna. Nie dość, że odłączonego od matki, ale też od rodzeństwa. Kto wie, pewnie już nigdy się nie spotkają.
Lecz czy można potępiać ludzi? I tak, i nie. Jeśli w domu pojawiły się szczeniaki a nikt ze znajomych nie chce, to może na ulicy znajdzie dom? Ale przecież są schroniska, dlaczego nie oddali? Strach przed oceną? Strach przed biurokracją, a może strach przed pytaniem, dlaczego suka była nie wysterylizowana? Nieznajomość przepisów? Strach przed odpowiedzialnością?
Tak więc w domu pojawiło się 1’160 g psiej mądrości. A mądre to na swoją stronę, że tylko podziwiać. Trwa nauka sikania w odpowiednim miejscu. Nie może wyjść na spacer, za wcześnie na szczepienia. A ponieważ wie, że wypróżnienie się we właściwym miejscu wiąże się z nagrodą, robi wszystko tak ostentacyjnie, by ktoś z ludzi zobaczył, że warunek szczenię spełniło a później biegnie do kuchni, w miejsce przechowywania smakołyków. Trwa walka o kable, bo czy może być ciekawsza psia zabawa, niż gryzienie kabli? Jak zabezpieczyć, by z wynalazkiem Tesli (prądem przemiennym) się nie zapoznało? Czyż może być słodszy osobnik, niż 1’160 g wielkości stopy kobiecej, „psiej mądrości”?
Moje dziecię poznaje wiedzę, jak potem postępować z ludzkim dzieckiem. O 3 w nocy szczeniak się budzi i czuje się strasznie samotny. Dla osoby przyzwyczajonej do późnego wstawania doświadczenie jak znalazł. Dziadek będzie do rozpieszczania wnuka, ale w nocy wstawać nie będzie. Swoje już wstawałem. Kto wie, czy takie doświadczenie nie jest ważnym krokiem w wychowaniu dorosłej już przecież osoby?
Kto odpowie, czy to domowi przyjaciele potrzebują naszej pomocy, a może to my potrzebujemy ich? Ja zagorzały domator z pewnością tych porannych oczu zapraszających na spacer potrzebuję.
Zawisza
Hyde-Park, porozmawiaj o sprawach trudnych, bez cenzury stosowanej przez niektórych zwolenników teorii spiskowych. Tu nie banuję, chcę rozmawiać lecz na argumenty, jak Polak z Polakiem. Proszę tylko, by nie obrażać gości mego bloga.